Ekonomiczny model Robin Hooda




Chyba nie ma na świecie osoby, która nie znałaby legendy o Robin Hoodzie – bohaterze, o którym zwykło się mówić, że zabierał bogatym i dawał biednym. Taki eufemizm dla rozbójniczej kariery, opartej na kradzieży jest stanowczym niedopowiedzeniem. Być może właśnie dlatego, jednym z największych kapitalistycznych mitów jest ten, prawiący o konieczności dzielenia się swoim majątkiem z „bardziej” potrzebującymi.

Zacznijmy od tego, z czego wynika położenie osób biedniejszych. Jeżeli jest ono skutkiem nieszczęśliwych zdarzeń – rzeczywiście, szlachetnie byłoby je wspomóc, chociażby poprzez doprowadzenie do minimalnie godziwej stopy życiowej. I, co ciekawe, empatyczna siła społeczeństwa właśnie tak działa – bezinteresownie pomagamy milionom ludzi, którzy nieplanowanie (warto w tym miejscu podkreślić słowo: „nieplanowanie”) znaleźli się na życiowym zakręcie.

Dlaczego jednak kapitalistyczne mity zakładają, że ludzie, którym, dzięki ciężkiej pracy, powodzi się lepiej, powinni mieć z tego tytułu wyrzuty sumienia i odkupywać winę, poprzez dzielenie się własnym dorobkiem? Piętno społeczeństwa bardzo często wzbudza w nas ogromne poczucie winy z tego powodu, że nam powodzi się lepiej niż innym, dlatego też musimy „zrobić coś dla innych”, aby zagłuszyć absurdalne wyrzuty sumienia.

Takie podejście ekonomiczne jest wyjątkowo niesprawiedliwe wobec jednostek, które swój status materialny zawdzięczają swoim zdolnościom i nierzadko tytanicznym wysiłkom. Jakiekolwiek oddawanie tego, co jesteśmy winni, musi mieć miejsce wyłącznie wtedy, kiedy posiadamy coś, co nie jest nasze. Skoro nie zabieramy biedniejszym, dlaczego chcemy to zrobić bogatym?